Znowu in business... no prawie...
Tak, tak... żyjemy... ale co to za życie... eh...
Od poprzedniego wpisu minął prawie miesiąc, podejść do kolejego wpisu też było N, ale deprecha po wizycie na budowie miała większą siłę przebicia... i kończyło się bez wpisu bo się odechciewało. Najchętniej pierdzielnąc tym w pieron... i wsio!
Bo... niestety nasz super, hiper, zajebiszczy wykonawca okazał się nie taki super, hiper, zajebiszczy jak przypuszczaliśmy. Do klienta fajny bajer jak on to nie robi żeby inwestor był zadowolony, że używa takich materiałów żeby końcowy efekt był super. Gość w 100% nadawał by się na handlowaca. Wciskać kit to on umie. A potem się okazuje, że materiału używa przeterminowanego, a jak już używa dobrego to tak, żeby jak najmniej go zużyć. Smutna prawda... dajesz swój materiał to nie sznują, jeszcze oszukują że brakło. Tak było z naszą wełną do ocieplenia... niby brakło 10 rolek. A jak używają swojego to tak żeby tylko było. Nasz bajerant miał zagrunować ściany przed gładziami (chciałam to zrobić sama ale było w cenie - wiec po co?) po czym tego w ogóle nie zrobił bo... nie było na to czasu! No jacież pierd... ale kase za to wziął! A te super materiały zostały użyte ale nie wszędzie. No ręce opadają. Po prostu kombinator i oszut. Wniosek? Nie można ufać nikomu! I ciągle trzeba patrzyć na ręce, najlepiej wziąść urlop w pracy na czas budowy i siedzieć takim na głowie, chodzić i pytać "Dlaczego? A po co? A jak?". No i chyba każdego budowlańca z definicji trzeba traktować jak złodzieja. Ciekawe jak by się pracowało dla takiego inwestora. Atmosfera pracy po prostu wspaniała... no nie?
Zastanwia mnie ciągle jakim sposobem trafiamy na takich baranów? Myślałam że po hydraulikach (ASIDE) gorzej być nie może. Szkoda, że z taką intensywnością nie przyciągamy szóstek w totka ;)
Efekt prac bajeranta? Parter cały do poprawki, tak samo klatka schodowa i pokój nad garażem... Dziura na dziurze, rysa na rysie, wszystko krzywe. Totalna masakra. Patrzyć się na to nie chciało.
Teraz jest już lepiej, ale gdyby od poczatku było dobrze robione to by było idealnie.
Niestety umailiśmy się z bajerantem Mariuszkiem w elewacje i musimy dociągnąć do końca bo daliśmy zaliczkę... a najchętniej gościa bym wypierd... na zbity pysk! No nie da się inaczej powiedzieć. Ale Mariuszek się jeszcze doczeka.
Mariuszek miał robić dodatkowo podbitkę, nawet zaczął ją zakładać jakoś w połowie lutego. W dup..e miał nasze uwagi, że jakoś drewna jak za taką cenę budzi nasze wątpliwości i że sęki z tych desek wypadają. Po dłuższej wymianie zdań, podbitka Mariuszka dostała deporta! Zakładać będzie kto inny. Jeszcze nie wiemy kto, ale na pewno nie on. Chodźbym sama miała to założę! A co!? Ja nie dam rady ? ;)
W końcu sami kupiliśmy drewno na podbitkę. Leży sobie w garażu i czeka na malowanie. Farbę też kupiliśmy lepszą, bo zobaczyliśmy jak "bidnie" wygląda ten drewnochron w świetle dziennym. Tym razem postawiliśmy na impregnat sadolinu. Droższy bo dorższy, ale ma ten look ;)
Co jeszcze? Kotownia jest już na gotowo. Kaloryfery wszystkie wiszą. Czekaliśmy jeszcze na koniec prac ze ścianami żeby móc zamontować "kanalarza" w salonie. Czekamy na stelaże do łazienek. Więc pewnie za 2-3 tygodnie i "kanalarz" i stelaże będą na miejscu.
Dostaliśmy namiary na (podobno) super płytkarza. Gość podobno jest rozchwytywany, bo super robi. Jesteśmy umówieni z nim na za 2 tygodnie na oględziny. Się zobaczy :] Najwyższy czas więc wybrać płytki, jutro wyprawa do sklepu... pewnie wrócimy oszołomieni ;) Życie to nie bajka....
No wyżaliłam się....
P.S. Olcia kończ te studia bo antydepresanty chyba się przydadzą ;)